Stan zaniemówienia, muszę szczerze przyznać, zdarza mi się. Wygląda nawet na to, że nierzadko. Ostatnio chyba zdarzył mi się jak zobaczyłem kable SATA do audio.
Ale teraz stwierdzam, że najwidoczniej są różne poziomy zaniemówienia. Od takiej lekkiej czasowej niedyspozycyjności paszczęki do kompletnego oszołomienia jak po spotkaniu z prawym sierpowym Pudziana. Dziś spotkało mnie oszołomienie, które bez kozery oceniam na 0,7 Pudziana. Z trudem wydaję z siebie dźwięki, dobrze, że palce jeszcze jako tako sprawne, mogę napisać parę słów, co niniejszym czynię.
Firma Sony od paru lat powinna nazywać się „Chaos”. No chyba, że słowo SONY tłumaczy się z japońskiego „nie bardzo wiem co robię, ale chciałbym zarabiać dużo kasy, więc spróbuję raz tego, raz tamtego”
W elektronice przenośnej nie wymyślili niczego przebojowego od czasów Walkmana. Discman nie był specjalnym przebojem, tym bardziej, że miał konkurencję i nie był pierwszy. Telefony komórkowe Sony były takie sobie. Firma miała przebłyski, np. wprowadzając jog dial. Ale – co jest dla niej charakterystyczne – nigdy nie miała odrobiny cierpliwości, żeby poczekać na spopularyzowanie się wynalazku. Więc jog dial stał się popularny (aż do poziomu bycia znakiem rozpoznawczym) w Blackberry.
Kolejnym przebłyskiem były telefony seri Z – np. Z1. Awangardowy i inny niż wszystkie. Nie miał specjalnych szans stać się wielkim hitem na rynku, ale swoich zwolenników mialby na długo. Niestety firma już się szykowała do małżeństwa z Ericssonem.
Tu też miała przebłyski dobrych rozwiązań jak np. legendarny model K800 i kilka nastepnych ale z wrodzoną sobie żelazną konsekwencją żadnego z dobrych modeli nie kontynuowała zbyt długo. Nie mogła się też zdecydować się na jeden system operacyjny w smartfonach – robiła modele z każdym systemem, a żadnego wystarczająco dobrze. Nie dziwota, że w małżeństwie wiodło się tak sobie co – jak zwykle w takich przypadkach – skończyło się rozwodem. I od paru lat telefony znów nazywają się tylko Sony. Są drogie, eleganckie i – jak to często u Sony – często najzwyczajniej w świecie niedorobione. Buble. Np. jak słynny telefon Xperia Z1, któremu – jak przystało na wodoszczelny telefon – po paru miesiącach używania odpadały uszczelki.
Nie dziwi więc, że dziś rano CEO Sony, Kaz Hirai obwieścił pozbycie się albo wygaszenie działów elektroniki. Nie jest to zresztą nic niespodziewanego – Sony już jakiś czas temu pozbyło się działu produkującego komputery (jest to teraz oddzielna firma nazywająca się VAIO, które to słowo jest nazwą firmy a nie produktu) i jest w trakcie pozbywania się działu produkującego telewizory. Prawdopodobnie mają zostać tylko trzy działy: wytwórnia filmowa Sony Pictures Entertainment (tak, ta okradziona przez rzekomo północnokoreański włam do sieci komputerowej), dział gier nazwany – jakże odkrywczo – Playstation oraz dział produkujący matryce aparatów do iPhone’ów i Samsungów. I tyle.
Aż tu jednak okazuje się, że nie. Nie cała elektronika znika. I tu właśnie pora na 7/10 Pudziana atakujących mój zmysł mowy.
Otóż Sony postanowiło zabłysnąć na rynku złotouchych i złotoustych audiofili z grubymi portfelami. Wypuścić produkt, który spowoduje, ze sektory będą miały bardziej soczyste basy a odczyt katalogu będzie podobny do wysłuchania opery Czajkowskiego.
Oto, proszę szanownych państwa, pierwsza na świecie, jedyna i niepowtarzalna karta pamięci do dźwięku premium (nie wiem co to dokładnie znaczy, ale powiedziałbym, że zapisywanie na tej karcie „ona tu jest i tańczy dla mnie” spowoduje utratę gwarancji i powieszenie fotki użytkownika na tablicy „Tych klientów nie obsługujemy” na tablicy w biurze Sony)
Taddammm, badum, tsss
Nowatorski ten produkt ma zapewniać „less electrical noise” czyli mniej elektryczych szumów i zapewne ogólnie wszystko lepsze, włącznie z odbiorem LTE w Pierdziszewie Górnym.
Jedyne co mi tu nie pasuje, to cena.Karta 64GB SR-64HXA co prawda kosztuje 4x więcej niż zwykła markowa karta SDXC 64GB, ale powiedzmy sobie szczerze – 160 dolarów to nie jest audiofilska cena. Błąd. Poważny błąd.
A tak poważne periodyki audio mogłyby ją opisywać w peanach godnych największych poetów a polscy genialni i niedocenieni wynalazcy mogliby lutować kynar „na pająka” do jej styków, bo tak lepiej brzmi. Szkoda. Szansa zmarnowana.