Zazwyczaj staram się wymyśleć jakiś ładnie brzmiący wstęp, ale to mnie walnęło w głowę i całkowicie zablokowało wszelkie procesy twórcze. Po prostu siedzę z miną Jacka Sparrowa pytającego „Jak to nie ma rumu?” i kołacze mi się jedno pytanie – dlaczego kabel SATA do audio?
Firma Zionote oferuje kable SATA do audio. Nie wiem jakie cudowne atrybuty to nadaje dźwiękowi i jak słodko brzmią pakiety, bo całość opisu jest po japońsku (choć firma podobno jest koreańska). Ale może to i dobrze.
Kable mają długości 40, 50 i 60 cm oraz są oferowane w wariantach z wtyczkami prostymi, kątowymi oraz ich kombinacją. To z informacji prasowych, bo w sklepie są tylko dwie długości bez wyboru rodzaju wtyczek. Technicznie rzecz biorąc to zwykły nieekranowany kabel SATA, tyle że – jak twierdzi producent – żyły przewodów są wykonane z 97% srebra a styki złącza SATA ze złota. Pakiety będa na pewno zadowolone, a jak wiadomo zadowolone pakiety ładniej śpiewają.
Trafiłem też na pewne sprzeczności, bo niektóre doniesienia opisują te kable nie jako „for audio” tylko ” for Content Production Houses” z dopiskiem, że poprawiają nie tylko dźwięk, ale też i obraz. Ciekawe, czy wyostrzą moje fotki z wakacji? To wyszłoby taniej niż porządny obiektyw.
A własnie – taniej. Po dzisiejszym kursie jena (jeżeli to jest jen, mam pewne wątpliwości) wychodzi, że wersja 40-centymetrowa kosztuje jedyne 792 zł za sztukę. Plus przy imporcie pewnie miły kolega Vincent Rostowski upomni się o swoje 23%
Ale.. to nie wszystko. Jest więcej. I to coś, co rozprawi się z twoją wiedzą o komputerach jak Tyson z uchem Hollyfielda.
Oto – tadddammm – filtr szumów SATA, wersja 2
Do audio oczywiście. Albo do produkcji audiowizualnej.
Choć cena zupełnie nie audiofilska. No co to jest marne 200 złotych (plus napiwek dla Vincenta). To jest jakiś chłam dla plebsu. Każdy wie, że prawdziwy audiofilski sprzęt powinien mieć conajmniej jedno zero w cenie więcej, a optymalnie dwa. Zresztą i tak już jest wyprzedany, więc nie ma o czym mówić.