30. października 2012 · Możliwość komentowania Japoński kabel od żelazka została wyłączona · Kategorie:Audiovoodoo

W zasadzie powinienem być znów wzruszony, ale fakt, że strofy poezji opisujące nieziemski sprzęt, zakrawające miejscami o haiku są znów w ojczystym języku powszednieje. Fakt, że to jedna z moich ulubionych kategorii, czyli kable zasilające do sprzętu audio, które dają najczystsze brzmienie pięćdziesięciu herców też powszednieje. Odrobinę wzruszenia mogę natomiast wykrzesać z niecodziennego designu tego cudownego przedmiotu, babcia miała taki kabel do żelazka, to naprawdę wzrusza.

 

Opis dotyczy – jak czytamy – nowej, ulepszonej wersji kabla. Jednym z ulepszeń jest właśnie wprowadzenie babciowego designu oplotu. Co prawda nawet autor tej poezji stwierdził, że nie ma pojęcia jaki to ma wpływ na soczyste brzmienie basów i uwypuklenie sceny dźwiękowej. Stwierdził natomiast, że „nawet w tak profesjonalnym otoczeniu jak studio masteringowe (w którym wykorzystywane jest okablowanie Harmonixa) przyda się odrobina szaleństwa
To by znaczyło, że cała reszta jest twardym realizmem, stojącym na gruncie upierdliwych do bólu badań laboratoryjnych.

Dobrze, koniec tego przydługiego wstępu, czas na poezję:

Pierwszym objawem wymiany sieciówek na najnowsze Harmonixy było bardzo poważne uprzywilejowanie, faworyzowanie średnicy. Nie chodzi to u jakieś ordynarne wypchnięcie przed resztę pasma, bądź wycofanie jego skrajów, lecz takie „podkręcenie” barw i temperatury, że właśnie średnica przyciągała jak magnes uwagę słuchacza.

Pierwsze skojarzenie, jakie miałem po kilkunastu minutach odsłuchu to … kraina łagodności. Miejsce, w którym chce się być, w którym po prostu się wypoczywa. Nic nie irytuje, nic nie drażni, gdyż wszystko podporządkowane jest harmonii.

Taaak, to było to, co tygryski lubią najbardziej. Karmelowa słodycz i jedwabista gładkość zespolona w jedno z potęgą, motoryką i brutalnością godną nieprzyzwoicie wręcz podrasowanego amerykańskiego muscle cara.

Resztę tej poetyckiej epopei najwięksi twardziele znajdą tutaj.

Coś, co daje tak cudowne odczucia, przy których orgazm blednie jak pierdnięcie podczas huraganu może kosztować dowolne pieniądze. Czyli te ceny, to wręcz wyprzedaż jest:

1 m – 5750 zł;
1,5 m – 6650 zł;
2 m – 7650 zł;
2,5 – 8650 zł;
3 m – 9650 zł

Przez chwilę przeszła mi przez głowę świętokradcza myśl – czy jeżeli wykopię z piwnicy starą drukarkę igłową Epsona i podłączę ją tym cudem, to czy zacznie drukować jak laserówka? Ale nie odważę się, takie świętokradztwo mogłoby spowodować ziszczenie się przepowiedni o końcu świata w grudniu. Jak dotrwam do stycznia, to pomyślę jeszcze raz 😉

Komentowanie zostało zamknięte.