Kiedy opisując kabel ethernet „for audio” Denona jakiś czas temu wydawało mi się, że jest to hardkor ostateczny, miałem absolutną rację. Wydawało mi się.
Otóż trafiłem na coś, przy czym hardkor kabelka Denona jest jak pierdnięcie w środku huraganu. Jest to nie tylko kabel ethernetowy „for audio” ale też coś, co jest specjalnym do niego dodatkiem. Ale po kolei…
Trafiłem na kabel ethernet Acoustic Revive LAN-1.0PA, wraz z soczystym testem w ojczystym języku. Całość wali między oczy jak Arnold „Terminator” Schwarzenegger w szczytowym okresie.
Oto fragmenty szczegółowego i rzetelnego testu:
Ha! Zmiana w dźwięku była natychmiastowa i jednoznaczna. Była większa niż przy przejściu z RCA (S/PDIF) na HS-Linka. Kabel Acoustic Revive przynosi nieporównywalnie więcej informacji o pomieszczeniu, o elementach pozamuzycznych, że wydaje nam się, iż słuchamy innego urządzenia. System Accuphase’a jest wybitny i z każdym kablem gra w sposób, który pozwala na swobodne zanurzenie się w fotelu i odpłynięcie. Z płytami SACD bardziej niż z CD, ale i te ostatnie pokazują swoje lepsze oblicze.
Ale właśnie z kablem Acoustic Revive usłyszałem rzeczy, które mi się wydawały przynależeć taśmie-matce i graniu w studiu, prosto z mikrofonów, takie jak: definicja basu, obłędnie dużo informacji o górze pasma itp. teraz nie bardzo sobie wyobrażam, jak można słuchać Accu bez niego.
Trzeba było kilku następnych nagrań, żebym uchwycił się tego, co okazało się potem kluczowe – a były to, w kolejności ważności: zmiany w barwie, zmiany w rozdzielczości oraz zmiany w czystości. I w takiej kolejności chciałbym je omówić.
A to wszystko składało się na znacznie czystszy dźwięk. I barwa, i rozdzielczość dawały z Acoustic Revive coś, co przekładało się na bardziej wiarygodny dźwięk – po prostu dźwięk, którego lepiej się słuchało. Ze zwykłym kablem wydawał się „brudny”, jakiś wewnętrznie zamazany. I choć różnice na początku wydawały się niewielkie, a zmiana barwy w niektórych systemach mogła faworyzować zwykły kabel, to po dłuższym posłuchaniu ich obydwu stawało się jasne, że kabel Acoustic Revive jest jak arystokrata wśród „tłuszczy”, że tak powiem.
Oczywiście, żeby takie cuda usłyszeć, trzeba miec odpowiednio audiofilski sprzęt sieciowy. Nie jakiś tam, musi być tak najwyższej klasy audiofilskiej jak Linksys WG320N, PopcornHour A300 i NAS Synology (w tym momencie wielu z nas z dumą zaczęło małpować premiera Marcinkiewicza krzycząc „Yes, Yes, Yes!!!!!”)
Ale to jeszcze nic – nawet audiofilski kabel CAT5 nie poradzi sobie z szumami. Do tego trzeba czegoś naprawdę specjalnego. Np. takiego jak Acoustic Revive LAN-Isolator RLI-1
Ten genialny produkt służy do „eliminowania szumów trasmisji do niesamowicie niskiego poziomu” („Eliminate the transmission noise to an incredibly low level”). Co prawda wydaje mi się, że cążki albo nawet co solidniejsze nożyczki wyeliminują szumy transmisji jeszcze skuteczniej, ale po pierwsze ja się nie znam, a po drugie wiem kto sprzedaje ten izolator. Natomiast odpowiednio audiofilskich nożyczek jeszcze nie widziałem. Pozostańmy więc przy izolatorze.
Jak zwykle pora podeprzeć się opiniami fachowca:
RLI-1 powoduje bowiem, że wszystko brzmi ciszej. To znaczy wszystko wydaje się nieco słabsze, delikatniejsze. A przecież nie chodzi o stłumienie sygnału – mamy do czynienia z sygnałem cyfrowym, którego amplituda nie przekłada się na siłę dźwięku! Dzięki temu można jednak dać pokrętło siły głosu o jedno lub dwa kliknięcia wyżej (1-2 dB). Teraz lepiej słychać, że brzmienie jest łagodniejsze, delikatniejsze, takie bardziej, jakby „analogowe”, ale w tym sensie, że mniej agresywne, trochę w sobie „zatopione”.
Ceny jak zwykłe są bardzo niskie – niecałe 100 funtów za filtr oraz niecałe 95 funtów za metrowy kabel sieciowy. Więc nie narzekać i do sklepów!